Rano wstajemy i okazuje się, że zgodnie z prognozą pogody jest pięknie. Słońce, ciepło, generalnie fajnie.
Wczoraj sprawdziliśmy rozkłady jazdy drugiej linii autobusowej Rodoeste. Autobusy odjeżdżają z centrum ale przejeżdżają niedaleko (5 minut spacerkiem w dół) od naszego pensjonatu. Jedziemy do dawnej wioski wielorybniczej obecnie miasteczka z maleńkim portem rybackim, kilka kilometrów od Funchal - Camara de Lobos.
Oprócz widoków miasteczko nie ma wiele do zaoferowania. Przechodzimy szybko przez port ze zdezelowanymi kolorowymi kutrami, na których suszą się rozciągnięte na listewkach ryby i idziemy na wybrzeże. Już w porcie trafia się żebrak zbierający "na drinka", jak sam mówi. W przewodniku ostrzegano, że to jest jedyne miejsce, gdzie trafia się na żebrzące dzieci. Okazuje się, że dorośli też.
Pomiędzy maleńkimi kamieniczkami śmigamy na górę. Mijamy podobną do pijackiej meliny bilardownię z unoszącymi się kłębami dymu papierosowego. Dochodzimy do kościółka i dalej na taras widokowy. Trzeba przyznać, że widoki super, dodatkowo mamy znów wysokie rozbijające się o nadbrzeże. Wypijamy po kawce (ca 80 centów za espresso) i zaczynamy wędrówkę na najwyższy punkt, na skale nad kościółkiem - punkt widokowy. Parę zdjęć i krętymi wąskimi uliczkami w dół.
Za 10 minut podjeżdża autobus. Wracamy do Funchal.