Sobota, znów autobusy jeżdżą według świątecznego rozkładu czyli prawie wcale. Pogoda też średnia. Kropi, pada, wieje i tak na zmianę. Ale szkoda tracić czas. Na dzisiaj zaplanowaliśmy lajtową wycieczkę do Doliny Zakonnic (Curral das Freiras). Głęboko w górach zakonnice w tej miejscowości ukrywały się przed najeźdźcami. Znów autobus za kilka euro i jedziemy. Im wyżej tym gorzej. Na punkcie widokowym na szczycie Eira do Serrado (1095 m npm) prawie nic nie widać, deszczyk siąpi, chmury nisko. Nie wysiadamy, jedziemy do miasteczka.
Wysiadamy w miasteczku tak jak większość białasów. Zaczyna znów padać więc wchodzimy na kawkę do knajpki. Gdy przestało padać decydujemy się na zejście na dół doliny, do Terra Cha. Pani z knajpki przy zejściu mówi, że zajmie nam to godzinkę. Ok, autobus powrotny jest za dwie. Schodzimy spacerkiem, po 45 minutach jesteśmy na dole. Wygląda to trochę jak koniec świata. Szkoła i bar "Hostia". Kury mieszkające w tekturowych pudełkach nad brzegiem strumienia dziobią resztki połówek pomarańczy. Zaczyna coraz bardziej padać więc wchodzimy do baru. Wychodzimy szybciej niż weszliśmy - muchy stoją w powietrzu. Normy unijne? Ponieważ coraz bardziej leje siadamy na przystanku i czekamy na autobus. Po godzinie wracamy.
Droga powrotna jeszcze gorsza, nie tylko nic nie widać w dole to na szosie widoczność na kilka metrów a kierowcy chyba się spieszyło do domu. Niezapomniane przeżycie.