Ostatni dzień na Terceirze to szybka wycieczka do basenów, które odkryliśmy wczoraj. Wpierw wjeżdżamy na punkt widokowy nad Praia, gdzie stoi wielka figura Matki Boskiej. Tam spotykamy gości wycieczkowca, który właśnie zawinął do portu w Praia i od nich dowiadujemy się, że do Azorów zbliża się huragan Gordon, w związku z czym zmieniono im trasę i dziś odpływają na Maderę. Huragan ma przyjść następnego dnia w nocy. Ponieważ nic nie możemy zrobić z huraganem to jedziemy dalej. Niestety ocean już daje znać o nadchodzącym huraganie - fale są tak wysokie, że baseny przechodzące w otwartą wodę są zamknięte. Za to fale jako obiekt fotograficzny - zarombiste. Przekąpaliśmy się trochę, zalegliśmy na kamiennej 'plaży' i oczywiście jedziemy do Canety na obiad. Tym razem w terminie i tym razem są słynne steki z Terceiry. Trzeba przyznać, że słusznie są cenione na wyspach.
Niestety fakt, że mamy wieczorem samolot powoduje, że musimy się zbierać. Wracamy do pokojów, zabieramy rzeczy i jedziemy na lotnisko. Oddajemy auto, nadajemy bagaże i idziemy na spacer. Na koniec udaje się nam trafić do małego baru przy drodze, gdzie supersympatyczny barman (właściciel?) serwuje nam wino i orzeszki do przegryzienia. Wypijamy buteleczkę i wracamy na lotnisko, zaraz odlot.