O 16:30 meldujemy się na Faial. Terminal portowy tutaj już nowoczesny. Trochę mam wrażenie, że cała zabawa w prom płynący pół godziny i zdawanie bagaży oraz odbieranie ich w Horcie z taśmy po wypakowaniu przez bagażowych, przewiezieniu 100 metrów wózkiem i wrzuceniem na taśmę, to przerost formy nad treścią.
W informacji pytamy się jak daleko jest nasz nocleg, okazuje się że ca 15 minut na piechotę, niestety głównie pod górę. Przed terminalem stoi pięcioosobowa taksówka, pytamy się o cenę, taksówkarz chce 12 euro, my w śmiech i proponujemy 5, on w śmiech. Odwracamy się na pięcie i... goni nas nowa propozycja - 8. Bierzemy taksówkę i to był dobry pomysł. Umawiamy się na następny dzień na 16 na transfer na lotnisko za 15 euro.
Tym razem mamy nocleg w prywatnym domu, w, naszym zdaniem, prywatnych pokoiach przygotowanych dla turystów. Tak jak w Madalenie, w dwójce łazienka jest na korytarzu, w trójce przy pokoju. Właścicielka mówi trochę po hiszpańsku, trochę po angielsku ale raczej po portugalsku :-) Zgadza się na korzystanie z kuchni, daje kod do WiFi i... schodzimy do miasta. Strome uliczki, stare domki. Po męczącym dniu już się czuję lepiej i zrobiłem się głodny. Proponuję kultowy Peter's Sport Bar. Po zejściu na wybrzeże zaglądamy do informacji turystycznej, tutaj pan nie jest tak uczynny jak pani na Pico. Próbowaliśmy go skłonić do zarezerwowania nam samochodu na Terceirze, on na to, że już zamyka, ale żebyśmy poszli do którejś z wypożyczalni, ponieważ oni mają sieć i na innych wyspach też mają samochody. Niestety nikt nie był zainteresowany nam pomóc. Odpuszczamy. Idziemy do Peter's. Jest jeszcze za wcześnie na lunch, ale ludzi dużo. Siadamy na tarasie nad wodą. Czekamy 12 minut aż ktoś się nami zainteresuje, ale już wtedy możemy zamówić jedzenie. Bierzemy Kociołek z owocami morza, czarne spagetti z krewetką, grilowanego tuńczyka, rybę dnia, zupę rybną i 'whale soup'. Po powrocie do kraju przeczytałem sobie jak się tworzy legendy - kelner nam wytłumaczył, że zupa wielorybia to taka 'cięższa' jarzynówka - według nas coś a'la barszcz ukraiński (z burakami, fasolką, kapustą), tyle że nie zabielany, a według reportera Gazety Wyborczej jest to zupa z wieloryba :-))) Za całość z kawą i deserami płacimy ca 60 euro. Całkiem uczciwa cena.
Już jest ciemno, idziemy wzdłuż wybrzeża oglądając graffiti malowane przez załogi jachtów stacjonujących w porcie.
Wieczorem jeszcze loguję się do netu i wydaje mi się, że zarezerwowałem samochód w Ilha Verde, bo dostałem kod rezerwacji a strona wypytała się o wszystkie możliwe dane kierowcy (ID i prawko włącznie z datami i miejscami wydania, itd)). O ja głupi w jakim byłem błędzie.