Pakujemy się i zostawiamy w B&B bagaże. Pogoda fatalna, chmury, chmury, chmury i trochę deszczu, trochę słońca. Na Pico raczej się nie wybierzemy.
Jemy śniadanie (w cenie!), idziemy po auto do wypożyczalni i w trasę. Zaczynamy od plantacji winorośli. Roślinki rosną pomiędzy płotkami ułożonymi z kamieni lawowych. Ciekawy widok. Następnym miejscem miała być jaskinia, ale... wejście jest wyłącznie z przewodnikiem, wyprawy co półtorej godziny i następna za ponad godzinę. Rezygnujemy. Jedziemy południowym wybrzeżem podziwiając widoki. Czasami ma się wrażenie, że jedzie się nie przez ustronne miejsca w górach, a przez uroczy park - trawa wystrzyżona, wszędzie kwitnące hortensje i cudowna, intensywna zieleń.
Obiad jemy z drugiej strony wyspy w restauracji Ponta da Ilha. Ceny zjadliwe (ca 9-10 euro za rybę dnia z ziemniakami i surówką), na deser bierzemy lody home-made - bajecznie dobre.
Po obiedzie jedziemy dalej, głównym celem naszej podróży jest miejscowość Cachorro, w której znajduje się skała wulkaniczna w kształcie głowy psa (cachorro to po portugalsku pies), przed dojechaniem do Cachorro przejeżdżamy przez miejscowość z domkami zbudowanymi ze skał wulkanicznych, zarąbisty widok. Po Cachorro kierujemy się do nowego miejsca noclegowego - na północy Madaleny. Za bodaj 70 euro dostajemy apartament - dwie sypialnie, łazienka, salon i kuchnia, malutki tarasik ze stolikiem i fotelami z widokiem na ocean. Woda w odległości 70 metrów od domu. Jedziemy po bagaże, żegnamy się z właścicielką Joe's i wracamy do siebie. Zjadamy kolację, idziemy nad wodę obejrzeć naturalne baseny i... siadamy z winkiem na tarasiku. Wpierw przychodzi właścielka spisać nasze dane, za chwilę podjeżdża samochodem właściciel zagadując po angielsku. Okazuje się, że boss produkuje własne wino z winogron hodowanych na polach, które oglądaliśmy, po rozmowie właściciel podjeżdża do domu i za chwilę przynosi nam karafkę swojego wina. Idziemy spać, jutro zaczynamy rano od Whales watching i pływania z delfinami.