Dziś jedziemy do Gibraltaru. Dwieście kilometrów. Na początku zdecydowaliśmy, że jedziemy bocznymi drogami aby popatrzeć na widoki, pooglądać miejscowości. Po 3 godzinach, w czasie których przejechaliśmy 120 kilometrów odpuściłem. Wbijamy się na autostradę i wybieramy opcję płatną. Od Marbelli do Gibraltaru są dwie bramki, na których w sumie zapłaciliśmy 4,5 euro. Da się przeżyć.
Samochód zostawiamy na bocznej uliczce w La Linea, 10 minut na piechotę od granicy. Na granicy kontrola, jak to z Wielką Brytanią, ale problemów nie ma. Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy to typowa angielska, czerwona budka telefoniczna :-) Przechodzimy przez płytę lotniska (podobno już końcówka tej atrakcji, bo budowany jest tunel pod płytą i przejście ma być zamknięte, Gibraltar chce rozwijać połączenia lotnicze a lądowanie czy start samolotu to poważne komplikacje transportowe) i... idziemy na obiad do typowej angielskiej knajpy. Można płacić zarówno w funtach jak i euro. Kolejny etap to sklepy - generalnie drożej niż w Hiszpanii oprócz alkoholu i papierosów, które kupują tłumy. Butelka 1,5 litra czerwonego JW kosztuje ca 12 euro. Dalej dążymy do skały. Kolejka linowa nie kursuje bo jest zbyt mocny wiatr, więc decydujemy się na wjechanie na górę taksówką. Taksówkarze stojący koło stacji kolejki chcą 25 funtów od osoby (razem z biletem na zwiedzanie jaskiń i tuneli) ale schodzimy z ceną do 100 euro za cztery osoby, i tak są zarobieni. Razem z nami busikiem jedzie trzech Anglików. Taksówkarz cały czas gada ale trzeba przyznać, że wiedzę ma niesamowitą. Na początek oglądamy Słupy Herkulesa i wyobrażamy sobie, że to co widać w oddali to brzeg Afryki (widać jakieś zarysy, ale gorzej niż fatamorgana na pustyni). Następny postój to pierwsze spotkanie z małpami i zwiedzanie jaskini St. Michael. Trzeba przyznać, że robi wrażenie. Dalej jedziemy do małpiego parku zabaw (dużo powiedziane). Taksówkarz załatwia z małpią mamą zdjęcia, przekupuje młodą małpkę jedzeniem i ta wchodząc nam na ramiona i głowy pozuje do zdjęć. Dalej jedziemy na drugą stronę skały gdzie oglądamy tunele wyryte w skałach. W tunelach można zobaczyć zarówno figurki żołnierzy jak i przeczytać opisy historyczne miejsca. Na zewnątrz robimy zdjęcia miasta z 'lotu ptaka' i zjeżdżamy na dół. Uzgodniliśmy z taksówkarzem, że podrzuci nas do pomnika upamiętniającego katastrofę generała Sikorskiego. Pomnik stoi przed jakimś warsztatem reperującym skuterki, wychodzę zrobić zdjęcia i wracam do samochodu. Niestety pomnik nie robi wrażenia i lekko mówiąc jest zaniedbany - obsrany przez mewy, w łańcuch wetknięta brudna papierowa polska flaga, na ziemi leżą zeschnięte goździki. Szkoda. Taksówka odwozi nas na rondo przy przejściu granicznym. Do granicy kolejka samochodów, tych którzy wjechali do miasta lub tam pracują a mieszkają w Hiszpanii. Szybko wracamy do samochodu i do domu. Jedziemy już cały czas autostradą (koszt 9,5 euro) i w trzy godzinki zjeżdżamy do Nerja.