Rano jedziemy metrem zobaczyć Primark hiszpański. Wychodzimy szybko, generalnie nic nie ma i ceny wcale nie rewelacyjne. Do brytyjskich się nie umywa. Idziemy sobie piechotką w stronę centrum. Po kolei zaliczamy: Torre Agbar - biurowiec, który ponoć nocą jest pięknie oświetlony i kolory zmieniają się jak w kalejdoskopie - w dzień wygląda jak wielkie jajo (podobne do tego londyńskiego), dawną arenę walk byków (w tym roku definitywnie zakazano, ponoć rząd hiszpański musi zapłacić organizatorom 200 milionów euro odszkodowania, ciekawe skąd teraz je wezmą jak ich rating zbliżony jest do śmieciowego), Prac de la Ciutadella z piękną fontanną, kilkoma ciekawymi budynkami muzeów na terenie, Łukiem Triumfalnym zaraz za bramami parku i ... kończymy spacer w porcie na tapas. Wracając do hotelu oglądamy Palau Guell przy bocznej uliczce od Rambla (też dzieło Gaudiego).
Późnym popołudniem idziemy znów na Wzgórze Montjuic. Zaglądamy na stadion olimpijski (chwilę przed zamknięciem, jest otwarty do 18, wstęp wolny, ale można tylko wejść i popatrzeć, nie ma zwiedzania), jest już zmrok i zdjęcia wychodza nijakie. Idziemy dalej do zamku Montjuic ale spóźniliśmy się kilkanaście minut i już nie weszliśmy. Wspaniały widok na port w Barcelonie, chwila zadumy i wracamy do hotelu.