Zaczynamy od Parku Guell. Wejście za darmo. Muzeum Gaudiego (w sumie nie chodzimy po muzeach, ale jakby kogoś interesowało) płatne, ale zamknięte 1 stycznia. Tłum ludzi, prywatnie i wycieczki. Pogoda idealna, pełna lampa, ponad 20 stopni. Niektórzy na kacyku odpoczywają na ławeczkach. Park rzeczywiście godny obejrzenia, szkoda tylko, że wszystkie wolne miejsca zajmują handlarze badziewia. Są tak obcykani, że w sekundę po pojawieniu się policji zwijają kram a chwilę po przejściu/przejechaniu patrolu już znów handlują. Obejście parku zajmuje nam ponad dwie godziny. Kolejnym etapem jest katedra Świętej Rodziny czyli Sagrada Familia. Powiem szczerze, że robi wrażenie. Zarówno strona Gaudiego jak i części wybudowane później. Do świątyni standardowo nie wchodzimy. Idziemy dalej - Passeig de Gracia i dwa budynki Casa Mila (nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia) i Casa Batllo, który jest, moim zdaniem, niesamowity. Nie wchodzimy do środka bo: 1) kolejka niesamowita, 2) bilety po 18,5 euro.
Passeig de Gracia idziemy do Placu Catalunya i dalej do katedry la Seu. Później wąskimi uliczkami na plac Sant Jaume z ratuszem i szopką. W szopce wreszcie znajduję 'caganera' czyli faceta robiącego kupę, którego katalończycy umieszczają w szopce na znak dobrobytu. Dalej do placu Reial oglądamy uliczne latarnie Gaudiego. Ponieważ zrobiło się głodno, idziemy do Tapa tapa w porcie na porcję owoców morza i browarek.