Wstajemy o 6 i wyjeżdżamy o 7. Jedziemy do klasztoru Mont Saint Michel. Pogoda taka sobie, trochę popaduje trochę słońca. Przyjeżdżamy po 10, samochodów na parkingu jeszcze mało. Parking płatny ale nie ma opcji - z miasteczka jest kilka kilometrów, szkoda czasu, tym bardziej, że mamy jeszcze kilkaset kilometrów do przejechania. Idziemy do klasztoru - miasteczko podklasztorne zamienione w wielki bazar dla turystów - hotele z kosmicznymi cenami, restauracje również nie tanie, sklepy z pamiątkami i pseudoturystyczne biura, które wypisują wielkimi literami tytuły wycieczek po Mont Saint Michel z informacją dopisaną malutkimi literkami, że wycieczka kończy się przed bramą klasztoru. Wejścje do klasztoru 9 euro. Zwiedzanie z instrukcją po polsku (ulotka) zajmuje ok. półtorej godziny. Nie ukrywam, że klasztor robi wrażenie. Później robimy sobie spacer po murach i... zaczyna się robić pogoda. Schodzimy jeszcze na piaskowe łachy wokół klasztoru (kilkaset metrów), parę zdjęć i wracamy do auta.
Jedziemy, tym razem płatnymi autostradami, bo chcemy skrócić czas podróży, do Etretat.