Dlaczego taki tytul? Ano dlatego, ze doswiadczylismy niesamowitego przezycia czyli przekraczania granicy Kanada-USA. I wtedy na mysl przyszly nam komunistyczne czasy. Kolejki samochodow, kolejki autobusow, urzednicy zupelnie niesympatyczni. My jedziemy autobusem (Greyhound - w stanie nadajacym sie raczej do muzeum techniki niz do jezdzenia na miedzynarodowej trasie, ale w sumie czego mozna oczekiwac za 19 dolarow). Stoimy w kolejce trzech autobusow ca 25 minut. Pozniej wszyscy ze swoimi bagazami do odprawy. Kolejna kolejka. Znow rozmowy z urzednikami imigracyjnymi, my mamy wizy i traktuja nas jakbysmy nigdy nie wyjezdzali ze Stanow ale ludzie maja przeprawy. Dwie osoby nie jada dalej... Kontrola bagazu jak na lotnisku. Dostajemy opieprz, ze nie zadeklarowalismy polowy nadgryzionej kanapki ale na tym sie konczy.
Wszystko to dlatego, ze Kanada jest jednym z najwiekszych producentow "trawki" dla Stanow. Poniewaz w Kanadzie kazdy moze sobie to hodowac w domu i praktycznie jest to bezkarne.
Po przyjeździe zostawiamy bagaże w skrytkach na dworcu (gorszy syf niż na najgorszym dworcu w Polsce) i idziemy na podbój miasta. Na początek Market Place z niesamowitą ilością seafood poczynając od krewetek koktajlowych, poprzez kraby, kończąc na wielkich halibutach z Alaski i potężnych łososiach. Kolejnem miejsce to Seattle Center - wbrew nazwie nie jest to centrum miasta a centrum rozrywki (?) - Sky Needle - wieża widokowa wybudowana na Expo, park rozrywki i kilka muzeów (wystaw) - np. Muzeum Sience Fiction. Następnie śmigamy przez całe Downtown na Pioneer Square. Szczerze mówiąc nic atrakcyjnego oprócz wycieczki po podziemnym Seattle. Okazuje się, że w związku z zalewaniem miasta podniesiono poziom ulic o dwa piętra i to co pozostało pod ziemią można przy Pioneer Square zwiedzać. My mamy mało czasu i rezygnujemy z tej atrakcji. Jeszcze idziemy w górę miasta mijając King Street Station docieramy do Chinatown, gdzie głównie można zobaczyć ekipy kloszy okupujących wszelkie możliwe ławeczki. Szybko się wycofujemy i wracamy na nasz dworzec.
Znajomi odbierają nas z dworca.