Mielismy ambitne plany zrobic wiele szlakow w Gorach Wybrzeza wokol Vancouver. Niestety pogoda pokrzyzowala nam plany. Skonczylo sie na parku w Capilano. Ulotki i przewodniki pokazuja to jako wielka atrakcje - w szczegolnosci najdluzszy most wiszacy chyba w Ameryce. Park, za 30 dolarow, okazuje sie parkiem w doslownym znaczeniu. Sciezki i chodniczki (drewniane) do spacerowania, wszystkiego na poltorej moze dwie godziny. Most wiszacy - pelen profesjonalizm, tzn. stalowe liny, pelna podstawa, siatki po bokach. Nawet ja ze swoim lekiem przestrzeni nie mialem wiekszego problemu z przejsciem, aczkolwiek widzialem ludzi zielonych ze strachu :-) Pozniej krotki spacer po drugiej stronie mostu, pomosty miedzy gigantycznymi drzewami na wysokosci ca 10 metrow i wracamy. Spory kawalek przeszlismy pieszo podziwiajac piekne rezydencje North Vancouver, pozniej autobus i seabusem do Downtown.
Wieczorem wyszlismy na trzygodzinny spacer wokol Parku Stanley'a strona, ktora jeszcze nie szlismy. Widoki super, skaliste wybrzeze, wokol sciezka dla pieszych i oddzielnie dal rowerow i rolek. Niestety tutaj juz zauwazylismy, ze w Kanadzie nie jest tak pieknie jak sie wydawalo na polnocy prowincji. Tutaj juz "wielokulturowosc" powoduje, ze niektorzy nie uznaja zasad i rowery i rolkarze smigali chodnikiem dla pieszych. Przechodzimy pod mostem Lions Gate i wracamy do domu. Jutro Canada Day.