Znow Stanley Park. Pogoda nas nie rozpieszcza. Dzisiaj od rana niebo zaciagniete chmurami wiec wyszlismy kolo poludnia. Poszlismy sprawdzic jak jutro sie dostac do kolejki i gdzie jest najblizsza stacja. Jutro sie wybieramy do Victorii. Pozniej na dworzec Greyhound odebrac bilety na powrot. Okazalo sie, ze i tak w piatek musimy byc wczesniej bo bagaz jest wazony!!! A potem na nozkach, przez chinska dzielnice, gdzie wstapilismy na obiadek za 4,5 dolara, dalej dzielnica menelsko-indianska, Gastown i wybrzeze do Parku Stanley'a. Po drodze zlapal nas deszcz, ktory przeczekalismy pod daszkiem. Wreszcie dotarlismy do totemow, ktore byly celem naszej wycieczki. Szczerze mowiac ladniej wychodza na zdjeciach niz wygladaja w rzeczywistosci. Ot pare, oryginalnych wprawdzie, totemow stoi w jednym miejscu, ludzie robia zdjecia i mozna kupic pamiatki. I to wszystko. Pozniej jeszcze pare krokow wzdluz wybrzeza i do domku. Trzeba sprawdzic pare rzeczy jeszcze na jutrzejsza wycieczke.