No i nocujemy w motelu w Kamloops. Taki bylejaki ale czysty. Na przenocowanie moze byc.
Po drodze z Banff do Kamloops wjechalismy jeszcze w Yoho NP zobaczyc dwa miejsca zanim nam przepustka wygasla :-) - Natural Bridge - zazwyczaj tak nazywa sie luki ze skal naturalnie wyksztalcone przez przyrode, tutaj niespodzianka - nad rzeka Kopiacego Konia jest wyksztalcone ze skal cos na ksztalt kladki. Mnostwo zoltych, ktorzy sie fotografuja we wszystkich mozliwych pozach. 7 kilometrow dalej Emerald Lake - jeziorko o kolorze szmaragdu z domkami nad brzegiem. Oczywiscie piekne ale na nas juz chyba nie robi wlasciwego wrazenia, za duzo takich jezior widzielismy ostatnio :-)
Jadac ten kawalek do gory spotykamy przy drodze losia, jadac w dol sarenke.
Gory Skaliste zegnaja nas burza. Na przeleczy, przez ktora wyjezdzamy wali niesamowity deszcz w przednia szybe samochodu, jedziemy jednoczesnie w chmurze (przelecz na wysokosci 1330 m) i ze swiecacym z przodu sloncem w oczy. Nic nie widac. Jechalem "na czuja" widzac tyl samochodu przede mna.
Za gorami zaczyna sie teren jezior i pol golfowych. Teraz juz wiem dlaczego ceny noclegow w tych miasteczkach o nic nie mowiacych mi nazwach byly kosmiczne. Jachty, motorowki i pola golfowe - to wszystko wyjasnia,
Jutro wracamy do Vancouver.