Dojeżdżamy do Porto Moniz. Kierowca mówi, że powrót o 16. Mamy ponad cztery godziny czasu. Niestety pogoda nie sprzyja wykorzystaniu wszystkich możliwości Porto Moniz. Naturalne baseny są zamknięte, powiewa czerwona flaga. Znów imponujące fale, które zwiększają się z każdym kolejnym deszczem przywiewanym wiatrem. Deszcze padają po 5 minut.
W Porto Moniz udało mi się dostać najgorszą i najdroższą kawę na wyspie. Espresso za 1 euro.
Łazimy po wybrzeżu. Fale są tak fantastyczne, że można tam siedzieć i patrzeć.
O drugiej idziemy na obiad do baru w pawilonie nad wodą. Filet z espady (ryba miecz). Mięso nieporównywalne z jakąkolwiek rybą podawaną w Polsce ale danie w całości "takie sobie".
Do szesnastej czekamy na autobus gapiąc się na fale.