Jedziemy autkiem.
Zaczynamy od Mount Nebo. Mijamy Madabę bocznymi drogami. Wejściówka 1 JD ale... kapliczka jest remontowana. Prawdę mówiąc nic szczególnego, raczej historia miejsca i współczesne znaki pamięci (obelisk, pomnik, itd.) niż rzeczywiste, historyczne rzeczy. Japońska wycieczka niemiłosiernie dmie w róg na miejscu, z którego podobno Mojżesz zobaczył Ziemię Obiecaną, każdy po kolei dmie, kilkanaście osób każdemu robi zdjęcia. Masakra. Spadamy szybko. Bilet jest również wejściówką do (podobno) kościółka w okolicy, w którym są mozaiki. Kościółek okazuje się być domem postawionym na fundamentach kościółka, w którym przed wojną mieszkańcy odkryli mozaiki. Teraz można tam wejść i je obejrzeć. Trafienie tam od strony MN jest niemożliwe, ponieważ droga jest oznakowana wskazówką tylko gdy jedzie się od strony Madaby.
Kolejny etap wycieczki to autostrada wzdłuż Morza Martwego. Jedziemy popatrzeć jaka jest możliwość dostania się na plażę. Kicha totalna - wejście na 'państwową plażę' to 16 dinarów, biorąc pod uwagę, że nie wszyscy chcą korzystać z 'infrastuktury' to zapłacenie takiej kaski mija się z celem. Rezygnujemy. Jedziemy do Ma'in. Wjazd do kurortu 15 dinarów. Dwa podstawowe 'baseny' - w jednym tłum ludzi pod wodospadem ze skał - temperatura wody 45 stopni :-) fajosko. Arabskie kobiety kąpią się w pełnym rynsztunku ale białaski w kostiumach kąpielowych są akceptowalne choć... po wejściu do basenu naszych pań arabki przesunęły się na bok i obserwowały. Drugi basen mniejszy i niewiele osób. Nie dziwne - woda 60 stopni. Wytrzymałem w nim niecałą minutę a i tak po wyjściu miałem mroczki przed oczami :-) Moczymy się w gorącej wodzie prawie dwie godziny.
Wracamy nad morze i jedziemy zobaczyć 'wytwory solne' na brzegu Morza Martwego. Robią wrażenie ale... niestety nie ma jak zejść nad wodę. Dalsza podróż to jedna ze znanych figur Żony Lota. Podobno to to co zobaczyliśmy, wikipedia pokazuje inne zdjęcie, ale ja chcę wierzyć, że to co zobaczyliśmy, to właśnie to.
Zrobiło się późno, jutro o 4 rano musimy być na lotnisku więc wracamy do Ammanu, trzeba się trochę przespać.