Dzisiaj przejechalismy przez Jasper NP i Banff NP z polnocy na poludnie od jednej granicy do drugiej. Poniewaz w Jasper zobaczylismy juz wszystkie wazniejsze miejsca zatrzymalismy sie dopiero przy Columbia Icefields poteznym lodowcu, z ktorego wody splywaja do obu oceanow. Oczywiscie pelna komercja, jesli nie chcesz placic za autobus wjezdzajacy wysoko na lod to mozesz sobie podejsc z parkingu 800 metrow i zobaczyc lodowiec z bliska tj. z 50 metrow. Kolejne przystanki to piekne widoki gor i powalajace na kolana barwa jeziora. Najwieksze wrazenie robia Waterfowls Lakes przerazliwie szmaragdowe oraz Peyto Lake widziane z najwyzszej przeleczy na tej trasie, ktore jest przerazliwie niebieskie. Oba jeziora wygladaja tak jakby kanadyjczycy wpuszczali tam tony barwnikow. Niesamowite. Wieczorkiem dotarlismy do kolejnego miejsca wypadowego czyli Canmore. Hotel sympatyczny, w dolnych granicach cen wysokich czyli w promocji dostalismy 40% Summer Discount i pokoj kosztuje 101 dolarow netto za noc :-) Nie dalo sie wyszukac czegos znaczaco tanszego ani tu ani w Banff, o Lake Louis nie wspomne bo tam ponizej 200 CADow to cud.
Musze wspomniec jeszcze zwierzatka - dzisiaj wpierw trafilismy na tlum obfotografujacy stadko bialych kozic gorskich, ktore sploszone uciekly na srodek drogi a pozniej zatrzymalismy sie przy korku. Okazalo sie, ze tlum z aparatami dorwal w krzakach przy szosie czarnego niedzwiedzia. Wygladalo to zajefajnie, jak misio szedl sobie a tlum z aparatami po poboczu za nim.