Wczoraj taksówkarz nas wkręcił na niewyzerowany licznik, więc dziś zaczynamy od zwracania uwagi na to co robią. Zatrzymujemy na skrzyżowaniu taksówkę i pokazujemy mu plan Ammanu. Chcemy dojechać na dworzec Wadi Seer. Koleś macha głową, że kuma więc jedziemy. Gdy przejechał przez most i wyraźnie kieruje się w drugą stronę niż dworzec, każę mu się zatrzymać i pokazuję na planie, gdzie jesteśmy, gdzie byliśmy i gdzie jest dworzec. Kierowca ma problem z przeczytaniem planu i podaniem miejsca, do którego jedzie. Ponieważ jeszcze nie przeszedł nam kurw z wczoraj... mówię mu, że wysiadamy, nie płacimy a jak mu się nie podoba, to niech dzwoni po policję. Coś tam pobrechtał pod nosem i pojechał. Po uspokojeniu się przez chwilę, zatrzymujemy kolejną taksówkę. Nasz nowy przyjaciel prawie nie mówi po angielsku ale... wie jak robić biznes. Zgodnie z teorią Milionerów 'zadzwonił do przyjaciela', który mówi po angielsku. Ja rozmawiam z przyjacielem po angielsku, on po arabsku i już wszystko wiemy. Jedziemy. Gdy wystartowaliśmy, taksówkarz proponuje, że zawiezie nas na miejsce, czyli do Wadi al Seer, a koszt będzie podobny do kosztu busika za 3 osoby. Ok, jedziemy taksą. W międzyczasie taksówkarz pokazuje nam cennik za wycieczki, w różne miejsca. Niestety nie chce go dać na zawsze :-(. Śmiesznie było, bo nie bardzo potrafił wytłumaczyć, że nie może mi dać, ale bardzo przepraszał, puszczając kierownicę i składając ręce :-). Dojeżdżamy do Wadi al Seer, posiłkując się znów telefonem do przyjaciela, zostawia nas w centrum miasteczka. Płacimy 2,5 dinara. Dostajemy też wizytówkę, na wszelki wypadek. Gdyby ktoś chciał skorzystać to trzeba dzwonić na numer komórki: 079 6011 40 99 lub 077 775 32 60 - Zyad Al Soud, Taxi Tourism Service.
Po chwili mamy wokół siebie tłum młodych mężczyzn, którzy chcą nam pomóc. Pytam o drogę do Iraq al Amir, po drodze, do którego podobno (według LP) jest rzymski akwedukt i monastyr. Droga miała być ładna, okazała się zwykłą asfaltówką, z zasyfionymi reklamówkami poboczami, droga miała być w miarę krótka (4 km), okazało się, że po 1,5 godzinie spaceru nic nie widać oprócz tego, że trafiliśmy... w baaaaaaardzo lokalne klimaty, gdzie chyba turyści się nie zapuszczają. Właśnie kończą się lekcje w szkołach, tłumy szczeniaków wybiegają ze szkoły i próbują się pochwalić swoją znajomością angielskiego. Niestety ich znajomość angielskiego jest bardzo uboga - generalnie znają dwa zdania - "What's your name?" i "Fuck you" (ciekawe kto ich tego uczy). Gdy ignorujemy te zaczepki zaczynają lecieć kamienie. Zaczyna być nieprzyjemnie, na szczęście w stronę miasteczka Wadi jedzie busik, zatrzymujemy i wsiadamy. Obsługa i kierowca to młodzi chłopcy. Płacimy po dinarze od osoby i dojeżdżamy do Wadi. Tam na centralnym placyku, gdzie zjeżdżają się wszystkie busiki już jeździ kolejny z 'kasjerem' stojącym w drzwiach i krzyczącym 'Amman;. Wsiadamy. Droga do Ammanu zajmuje trochę dłużej niż taksówką bo busik zatrzymuje się co 100 metrów zabierając kolejnych pasażerów. Przy granicy miasta zatrzymują się na papierosa (ca. 5 minut) i jedziemy dalej. Dojeżdżamy wreszcie do... dworca, z którego rano chcieliśmy jechać. Okazuje się, że na piechotę dworzec jest ok. 10 minut od naszego domu. Wracamy spacerkiem zagladając jeszcze do supermarketu po jedzenie.